niedziela, 30 października 2011

Atak kontenera.

Jedno z najgorszych połączeń na świecie to bycie jednocześnie młodym kierowcą i panikarą. No więc w czasie imprezy halloweenowej w wielkiej kiecce, która utrudniała prowadzenie na równi z nogą w gipsie postanowiłam postanowiłam pojechać do domu się przebrać i wrócić na sprzątanie. Oczywiście nie było miejsc parkingowych, więc stanęłam koło kontenera. Było by pięknie, gdybym nie wpadła na pomysł, aby poprawić to parkowanie i... przewróciłam fordem ka ten owy kontener. Uciekłam z miejsca wypadku i wjechałam na inny parking, który z powodu nadmiernych emocji nie umiałam opuścić. Jak każda córeczka tatusia podreptałam do domu prawie z płaczem, przebrałam się, tata wyjechał, pojechałam auto pokazać Maćkowi... Był w pracy, więc jak skończyłam rozmawiać z nim przez telefon (opisując zdarzenie tak, jakby ten kosz mnie zaatakował) odbyła się taka rozmowa:

On: Moja wjechała w kosz.
Koleżanka z pracy: Jak w kosz?
On: Normalnie cofała i w niego wjechała.
KZP: I jak?
On: Nic, jedzie mi pokazać swoje dzieło
KZP: Acha.
(chwila ciszy)
KZP: Nie bij jej, bo na kamerach zostanie...

Obejrzał ani rysy, za parę godzin przyjechać miałam po niego. Spóźniłam się trochę.

Zmieniający go kolega: No i gdzie jest ta twoja?
On: A, pewnie przewraca jakies kosze na osiedlu, zaraz będzie...


Nalegał na publikacje - raz na jakiś czas to ja muszę być ofiarą rzeczywistości.

2 komentarze:

  1. najlepszym się zdarza - moja mama kupiła 10 lat temu malucha i już 2. dnia wyjeżdżając z garażu nie zamknęła drzwi - zostały oczywiście na bramie garażu :)
    a ja w grudniu próbuję po raz 4. zdać egzamin...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, będę trzymać kciuki za dobry żywot następnych drzwi i twoje prawko!

    OdpowiedzUsuń